On był końcem i
śmiercią, ona początkiem i życiem.
Miasteczko gdzieś w
zachodniej Polsce – 22.11.2000r.
Kornel siedział w
ciemnym kącie nowoczesnego baru, gdzie nikt nie mógł dostrzec jego
twarzy. Nie przepadał za tego typu miejscami, wolał, gdy lokal miał
swoją duszę; coś, co można wyczytać z poobijanych krzeseł,
podrapanych blatów czy łuszczącej się farby ze ścian. W takich
miejscach zawsze grano dobrego, starego rocka. Tu wszystko było
nowe, tandetne, plastikowe... Ale przyszedł tu za nią. Za pięknym,
jasnowłosym aniołem o intensywnie niebieskim spojrzeniu.
Przez cały wieczór przyglądał się jej uważnie. Zapamiętywał
każdy grymas, skrzywienie ust, błysk w oczach, czy choćby
najmniejszy gest. Świętowała ze znajomymi awans w pracy, była z
siebie taka dumna, szczęśliwa. Słyszał ich rozmowy, te głośne i
te szeptane na ucho.
Blondynka
wzrokiem wodziła za pewnym mężczyzną, który zdawał się w ogóle
nie zwracać na nią uwagi. Czy
wartościowe kobiety zawsze zakochują się w nic niewartych
facetach?
A
on zdecydowanie takim do takich należał, Kornel wyczuwał to po
tym, jak tamten mówił, poruszał się; znał ten typ aż za dobrze.
Sam przecież taki był.
Uniósł
delikatnie kącik ust w wyrazie pogardy, czasami sam siebie miał
dość, ale zdarzało się to wyjątkowo rzadko.
Towarzystwo
w końcu postanowiło zakończyć spotkanie, co Kornel przyjął z
ogromną ulgą. Miał wrażenie, że cały już przeszedł smrodem
tego miejsca.
Pożegnali
się przed barem. Kilka osób złapało taksówkę, pozostała część
grupą zmierzała do centrum w poszukiwaniu dalszej zabawy, tylko
śliczna Eliza wracała do domu pieszo, sama. Mężczyzna skryty w
cieniu uśmiechnął się – ona tylko mu to ułatwiała.
Kornel
kroczył za nią niczym duch – niezauważony. Wyobrażał sobie
jednocześnie, jak to będzie poczuć na języku słodki smak jej
krwi, jak życiodajny płyn rozchodzi się po całym jego ciele,
wzmacniając każdy skrawek. Kły napierały na dolną wargę,
pulsując boleśnie. Sam siebie musiał kontrolować, żeby się na
nią nie rzucić. Wszystko potrzebowało czasu, nawet polowanie.
Strach,
który obudzi się w niej, kiedy spostrzeże, że jest śledzona,
tylko wzbogaci smak osocza. Eliza będzie wspaniałym posiłkiem. Nie
jak te wszystkie naszprycowane dziwki. Ich krew była mdła, bez
smaku. Na samo wspomnienie ostatniej skrzywił się mimowolnie.
Przecież są panami nocy! A kryją się po kątach, żywiąc się,
czym popadnie – pijacy, narkomani, chorzy... On potrzebował
świeżej, żywej krwi! Takiej, jaką posiadał ten anioł.
Pozwolił,
żeby go dostrzegła. Ciemną postać w długim płaszczu, z twarzą
ukrytą pod kapturem.
Eliza
przyspieszyła, co tylko wywołało u niego kolejny uśmiech
zadowolenia.
–
I
tak nie uciekniesz.
Właśnie
o to mu chodziło – luźno wypowiedziane słowa spowodowały, że
strach podniósł swój ohydny łeb. Zaśmiał się, a jego głos
poniósł się echem przez ulicę, budząc jeszcze większy lęk w
ciele drobnej blondynki.
Kobieta
skręciła w pośpiechu w boczną uliczkę, z nadzieją, że gdzieś
tam się ukryje, ale skąd miała wiedzieć, że przed wampirem nie
ma ucieczki? Zwłaszcza że upatrzył sobie właśnie ją na ofiarę.
Nie miała z nim najmniejszych szans.
Weszła
do jakiegoś budynku, wydawał się być opuszczoną fabryką. W
ciemności widziała tylko zarysy zostawionych tu rzeczy, przykucnęła
za jedną z maszyn. Serce biło jej tak mocno, że była pewna, iż
zdradzi miejsce jej kryjówki, zupełnie jakby ktoś uderzał młotem
o betonowy blok.
Nie
musiała czekać długo, drzwi otworzyły się na oścież,
wpuszczając do środka trochę mroźnego powietrza i delikatną łunę
księżycowego światła. Pisnęła cicho. Mimo że zasłoniła usta
dłonią, usłyszał ją. Stał przez dłuższą chwilę w wejściu,
a promienie częściowo oświetlały jego twarz.
Dostrzegła
jego dziwne oczy i... Czy to były kły? W panice rozglądała się
dookoła za inną drogą ucieczki niż drzwi, w których stał
wampir. Ta myśl siała spustoszenie w jej umyśle. Kobieta nie
potrafiła skleić żadnej, choć najmniejszej, składnej myśli. To,
co działo się w jej głowie, wyglądało jak strzępy barw, słów,
dźwięków, nic nie było spójną całością. Mnóstwo książek
czy też filmów opowiadało o tych istotach, ale nigdy w ich
istnienie nie wierzyła, aż do teraz.
Drzwi
za mężczyzną zamknęły się z hukiem. Elizie chwilę zajęło,
zanim znów przyzwyczaiła się do panującej tu ciemności. Na
czworakach, najciszej jak potrafiła i najszybciej, jak pozwalało na
to jej sparaliżowane przez strach ciało, przesuwała się do
przodu, aż natrafiła dłonią na but. Przełknęła z trudem ślinę,
nie zdążyła unieść głowy, bo wampir szarpnął ją za kurtkę,
stawiając tym samym na nogi. Z pewnością krzyknęłaby z
przerażenia, ale gardło ścisnęło jej się tak mocno, że nie
wydobył się z niego nawet pisk.
Kornel
świdrował blondynkę spojrzeniem, aż odniosła wrażenie, że
poznał jej wszystkie myśli. Nie widziała nic poza jego oczami.
Tęczówki były niemalże białe z czarną obwódką, po chwili
doszła do wniosku, że są błękitne, ale tak jasne, iż wydają
się białe. Nigdy czegoś takiego nie widziała. Fascynowały ją,
ale jednocześnie bała się, że są ostatnią rzeczą, jaką
widziała przed śmiercią.
Po
gładkich policzkach spływały gorące łzy, zaczęło ciec jej z
nosa. Czuła, jak chłód wnika w każdy zakamarek jej ciała i
umysłu, i nie było to spowodowane ujemną temperaturą. To zimno,
które docierało aż do szpiku kości, sączyło się od niego,
paraliżując ją całkowicie.
–
Proszę...
– To było jedyne, co udało się wydusić Elizie cichym, drżącym
głosem, ale miała świadomość, że to i tak niczego nie zmieni.
Śmierć
nadciągała, dziewczyna czuła niemal jej smak, była przepełniona
goryczą, która osiadała na język i spływała w dół gardła.
Wampir
wdychał kobiecy zapach, po czym mlasnął z zadowoleniem – była
idealna. Odchylił jej głowę do tyłu, musnął końcem języka
skórę, pod którą widniała żyła, ale nie wbił kłów, coś go
zastanowiło.
Eliza
dygotała na całym ciele, powieki zacisnęła z całych sił, ale
łzy i tak wypływały spod nich bez ustanku. Chciała, żeby to się
już skończyło, ale mężczyzna zrobił coś, co zdezorientowało
ich oboje. Zamiast wgryźć się w szyję kobiety, przesunął usta w
stronę jej warg i złożył namiętny pocałunek. Całował ją z
pasją, o jaką siebie nawet nie podejrzewał, a co było jeszcze
dziwniejsze, ona odwzajemniła jego starania. Z początku niepewnie,
ale już po chwili oddała się przyjemności, która zawładnęła
ich obojgiem.
Niechcący
zahaczył kłem o jej dolną wargę. Na języku poczuł słodki smak
krwi, który przyprawił go o zawrót głowy. Pierwszy raz czuł coś
tak... intensywnego. Skupił się na ostatkach świadomego myślenia
i z trudem oderwał usta od Elizy. Dyszeli oboje, patrząc sobie w
oczy. Nie dostrzegał w jej spojrzeniu strachu, co wprawiło go w
konsternację.
–
Nie
jesteś człowiekiem – wychrypiał tuż przy jej ustach, z zamiarem
ponownego złączenia się z nią w pocałunku. – Jesteś
prawdziwym aniołem.
Jednak
nim znów wpił się w jej wargi, zamarł. Przekręcił głowę na
bok, nasłuchując. Z gardła mężczyzny wydobyło się niskie
warknięcie. Wampir wyczuł pobratymca, był on blisko, zbyt blisko.
Zacisnął
zęby, nie wypuszczając z objęć smukłego ciała Elizy.
Dziewczyna, która nadal przylegała do wampira, poczuła, jak napiął
wszystkie mięśnie. Przypominał dzikie zwierzę gotowe do ataku.
Drzwi
do pomieszczenia znów się otworzyły, a do środka, wciągając
zachłannie w nozdrza powietrze, wszedł ktoś lekko zgarbiony.
Kornel od razu go poznał. Nowoprzybyły nie był trudnym
przeciwnikiem, pokonałby go bez najmniejszego problemu, ale...
Spojrzał w niebieskie oczy kobiety, która kurczowo trzymała się
jego płaszcza. Wszystko skomplikowała... Miała być zwykłym,
sycącym posiłkiem, a poruszyła jego, jak mniemał, martwe serce.
Dotarła do najgłębszych zakamarków duszy, rozjaśniając jej
mrok.
Ponoć
każdemu wampirowi przypisana jest jedna partnerka, dla niej będzie
żył i dla niej umierał. Kornel jakoś nigdy w to nie wierzył.
Przez te kilka wieków swojego istnienia spotkał tysiące kobiet,
którym wcale nie chciał wyssać krwi. I jakoś nigdy żadna z nich
nie poruszyła jego światem jak ona. Nocne polowanie właśnie
przerodziło się w „być” lub „nie być” Kornela.
Prawie
że siłą oderwał od siebie Elizę. Jeszcze raz spojrzał głęboko
w jej oczy, po czym zaledwie musnął jej usta.
–
Znajdę
cię. Uciekaj.
Nic
nie odpowiedziała, skinęła tylko głową na znak, że zrozumiała.
Podążyła wzrokiem za plecami mężczyzny, który wyszedł
naprzeciw obcemu, chcąc go jednocześnie zmusić, żeby odsunął
się od wyjścia. Poskutkowało. Pomniejszy wampir syczał na
Kornela, oddalając się od drzwi, dzięki czemu Eliza miała wolną
drogę ucieczki. Wykorzystała najdogodniejszy moment i rzuciła się
do wyjścia. Nowoprzybyły początkowo chciał pochwycić kobietę,
ale Kornel zagrodził mu sobą drogę, a co rusz z jego gardła
wydobywały się pomruki, które czasami przechodziły w groźne
warknięcia.
Eliza
nie zwracała uwagi na to, co działo się za jej plecami. Biegła,
ile miała sił. Nawet początkowo nie zauważyła, że zaczął
padać śnieg, pierwszy w tym roku. Zatrzymała się dopiero kilka
ulic dalej. Oparta o mur jakiegoś budynku z trudem łapała oddech.
Resztki alkoholu, jeśli jeszcze jakieś krążyły w jej żyłach, z
pewnością wyparowały. Wszechobecny mróz dodatkowo ją otrzeźwił.
Nie była do końca pewna, co tak właściwie się stało. Kim był
ten mężczyzna.
Palcami
dotknęła nabrzmiałych ust, nadal czuła na nich smak nieznajomego.
Jak to w ogóle możliwe, że trzęsła się z przerażenia, żeby po
chwili jej ciałem owładnęło pożądanie tak silne, jak nigdy
dotąd, i to jeszcze za sprawą człowieka, którego nie znała, a co
gorsza, który chciał ją zabić?
Uspokoiła
oddech, niestety serce nie dało się ukoić tak łatwo, kołatało w
piersi Elizy jak oszalałe. Rozejrzała się dookoła. Nadal panowała
noc, ale dzięki warstwie białego puchu ulice wydawały się
jaśniejsze. Nogi drżały, wydawało się, że odmówią
posłuszeństwa i nie ruszą się już nawet o milimetr, ale
blondynka zebrała w sobie ostatnie siły po to, by zmusić swoje
ciało do ruchu. Musiała dotrzeć do swojego mieszkania, musiała
zapomnieć o tym, co się wydarzyło.
W
końcu, po nerwowym marszu, znalazła się pod kamienicą.
Sprawdzając jeszcze raz, czy nikt za nią nie szedł, Eliza weszła
do środka. Wdrapała się na samą górę ostatkiem sił. Drżącymi
dłońmi próbowała trafić kluczem do zamka. Nigdy by się nie
spodziewała, że z pozoru tak prosta czynność będzie kosztować
ją tyle wysiłku. Gdy w końcu udało się jej dostać do środka,
pozamykała drzwi na cztery spusty, przesunęła pod nie szafkę na
buty, która stała w małym korytarzyku.
Przemoczona
i przemarznięta, jak najszybciej chciała pozbyć się ciężkich
ubrań. Idąc do łazienki, zostawiła za sobą ścieżkę ze swojej
garderoby. Odkręciła kurek, aby napełnić wannę ciepłą wodą.
Popatrzyła na swoje skostniałe dłonie, z trudem poruszała
palcami. W lustrzanym odbiciu dostrzegła bladą siebie, z sinymi
ustami i rozmazanym makijażem pod oczami. Czym prędzej zanurzyła
się w wodzie. Najpierw jej ciało przeszedł dreszcz, a już po
chwili przyjemne ciepło przyniosło oczekiwaną ulgę.
Umysł
poddawał się kolejnym falom spokoju; choć próbowała się skupić
i przeanalizować ostatnie wydarzenia, nie była w stanie. Nie
odczuwała strachu, ogarniał ją dziwny spokój, którego nie
potrafiła wyjaśnić, co jeszcze bardziej ją dezorientowało. Czuła
się tak zmęczona... Ostatkami świadomości dotarła do łóżka, a
gdy jej głowa dotknęła poduszki, momentalnie zasnęła.
Sen
był płytki i niespokojny, rzucała się z boku na bok, mamrocząc
coś pod nosem. Śniła o mężczyźnie w ciemnym płaszczu, jak
walczy z innym w opustoszałej fabryce. Kornel... To jedno słowo
odbijało się w jej umyśle jak echo. Miał na imię Kornel,
wiedziała to, choć nie mogła sobie przypomnieć, czy się jej
przedstawił.
Sen
był dziwny, jakby dział się w rzeczywistości. Eliza miała
wrażenie, że jest w tamtym pomieszczeniu i przygląda się walce z
boku. Ale ona przecież uciekła, więc skąd te obrazy?
Nie
potrafiła dostrzec twarzy, widziała tylko elementy, których nie
mogła zebrać w całość. Oczy mieli identyczne, niezwykle jasne, z
ciemnymi obwódkami tęczówek, oraz kły – długie i ostre,
idealne do rozrywania gardeł.
Jęknęła,
jednocześnie zaciskając dłonie na pościeli, gdy pomniejszy wampir
przeorał drugiemu bok samymi paznokciami. Była pewna, że Kornel
jest starszy, co za tym idzie – silniejszy, szybszy, zwinniejszy,
więc dlaczego przegrywał…? Rozluźniła dłonie, bo powalił
młodszego wampira. Dysząc ciężko, podszedł powoli do niego, a
jego usta wykrzywił drwiący uśmiech.
Eliza
zadygotała pod wpływem fali zimnego powietrza. Usiadła w panice na
łóżku. Nie widziała zakończenia snu, mimo to wiedziała, że
Kornel zabił swojego pobratymca. Powinno ją to przerazić, ale ta
myśl zdawała się ją uspokajać. Co najdziwniejsze, ten spokój
nie należał do niej, siedział w podświadomości, jakby to było
odczucie kogoś innego.
Przetarła
dłonią twarz, na skórze poczuła kolejny chłodny powiew. Okno
było otwarte. Czym prędzej wyskoczyła z ciepłego łóżka, żeby
je zamknąć. Przekręciła klamkę i znieruchomiała. Spojrzała w
dół, jedną bosą stopą stała w kałuży. Nie miała pewności,
co to jest, ale mimo panującego półmroku w mieszkaniu na tle
jasnego drewna plama wydawała się czarna. Eliza przełknęła z
trudem ślinę, robiąc kilka kroków w tył, z każdym zostawiała
bledszy ślad na podłodze. Dotarło do niej, że to krew. Ale skąd
ona się tutaj wzięła? Gdy dziewczyna się odwróciła, aż
wrzasnęła. Na jednym z foteli siedział mężczyzna w płaszczu.
Jego blade oczy były całkowicie skupione na niej. Nie mówił nic,
nawet się nie ruszył, po prostu na nią patrzył. Kobiecie zrobiło
się słabo, gdy połączyła fakty. Jej sen był rzeczywistością,
krew na podłodze należała do Kornela, który faktycznie odnalazł
dziewczynę.
–
Nie
skrzywdzę cię. – Jego słaby głos spowodował ukłucie niepokoju
u Elizy.
Wampir
uśmiechnął się delikatnie, wręcz niezauważalnie. Zależało jej
na nim, choć z pewnością nie chciała przyjąć tego do
świadomości.
Pokręciła
przecząco głową.
–
Chciałeś
mnie zabić – powiedziała, a w głosie było słychać złość
wymieszaną z wyrzutem.
–
Tak.
– Kornel skinął nieznacznie z cieniem smutku w oczach. – Ale
gdy zabiję jedyną szansę na szczęście, czyż nie będę
szaleńcem?
Eliza
zmarszczyła brwi, zastanawiając się nad sensem usłyszanych słów.
Zmusiła się, żeby do niego nie podejść. Ciało łaknęło jego
dotyku, a umysł krzyczał, że musi mu pomóc.
Kornel
nie chciał jej do niczego zmuszać; chciał, żeby decyzję podjęła
samodzielnie, w pełni świadoma. Jeśli mieli zostać partnerami,
nie mógł mieszać w jej głowie, poza tym wtedy to nic by nie dało.
Instynkt mu podpowiadał, że ona musi się zgodzić z własnej,
nieprzymuszonej woli, więc czekał, ale nie było w tym ani krzty
cierpliwości.
Walczyła
sama ze sobą, w końcu zdecydowała. Zrobiła kilka niepewnych
kroków w kierunku Kornela, na podłodze dostrzegła kolejne plamy
krwi. Była zdenerwowana, usilnie próbowała zapanować nad swoim
głosem. Otwierała i zamykała usta jak ryba wyciągnięta z wody.
Ostatecznie przygryzła dolną wargę, a już po chwili wypuściła
powietrze ze świstem.
–
Ściągnij
płaszcz.
Przez
chwilę wampir wpatrywał się w nią z przekrzywioną głową, po
czym z trudem wstał i zrobił, co kazała. Eliza wzięła od niego
brudne nakrycie, po czym zniknęła za drzwiami łazienki, a Kornel
upadł z powrotem na fotel.
Był
słaby, podczas walki został ranny i stracił dużo krwi. Nie skupił
się dostatecznie, jego umysł połączył się ze świadomością
Elizy w najmniej odpowiednim momencie. Uczucie, które temu
towarzyszyło, okazało się wspaniałe, ale jednocześnie
rozkojarzyło go. Zresztą i tak było już za późno, mógł mieć
tylko nadzieję, że ona go zaakceptuje.
Kobieta
wróciła z łazienki z miską i białym ręcznikiem. Zapaliła
lampę, która dawała przytłumione, ciepłe światło. Dzięki temu
ona widziała, a jego nie oślepiało. Eliza podświadomie wiedziała,
że on nie lubi ostrego, jasnego światła.
W
milczeniu postawiła naczynie przy fotelu, a sama uklękła przed
Kornelem. Zanurzyła koniec ręcznika w czystej wodzie, po czym
niepewnie dotknęła tym samym końcem twarz mężczyzny, jakby
obawiała się, że on jej nie pozwoli. Delikatnie przesunęła
wilgotnym materiałem po jego twarzy, nie ruszył się, więc nabrała
większej pewności siebie. Gdy ponownie zamoczyła ręcznik, woda
zabarwiła się na różowo. W końcu udało się jej doprowadzić
twarz Kornela do porządku i dopiero teraz tak naprawdę mogła
zobaczyć, jak wygląda.
Na
jej oko mógł mieć niespełna czterdzieści lat, może coś około
trzydziestu pięciu. Ciemne, gęste włosy, krótko przystrzyżone,
wyraźnie zarysowana szczęka, spokojne, ale też intensywne
spojrzenie, delikatny zarost, nawet te małe zmarszczki wokół oczu,
gdy je mrużył – to wszystko łączyło się w przystojnego
mężczyznę. Rozpięła jego koszulę, z ran na boku nadal sączyła
się krew. Może był odrobinę za szczupły jak na jej gust, ale to
szczupłe ciało składało się z perfekcyjnie wyrzeźbionych
mięśni. Cały był idealny, idealny dla niej. Zaskoczyła i
zawstydziła ją ta myśl, ale jednocześnie poczuła zadowolenie,
nie jej, jego.
Gdy
przyłożyła do trzech długich ran wilgotny materiał, wampir
syknął, ale po sekundzie zapanował nad sobą.
–
To
nic – wychrypiał, po czym zaniósł się kaszlem.
Był
coraz słabszy, coraz bliższy śmierci. Nie chciał tego sam przed
sobą przyznać, spychał tą myśl w głąb swojej podświadomości,
ale mimo jego starań Eliza przechwyciła ten mały impuls. Gdy w
pełni dotarł do jej umysłu, rozszerzyła oczy w przerażeniu.
Nie
wiedziała dlaczego, ale nie mogła dopuścić, żeby umarł. Musiał
żyć dla niej, bez niego jej życie straci sens. Wszystkie te myśli
i odczucia powodowały, że była zdezorientowana, oszołomiona i
przestraszona. Nie rozumiała sytuacji, w której się znalazła, ale
intuicja podpowiadała jej, co należy zrobić.
–
Weź.
– Eliza przesunęła się jeszcze bliżej mężczyzny i odkryła
szyję.
Zaskoczyła
go tym, wiele przeżył i myślał, że nic go już nie zdziwili, ale
jednak się mylił. Chciała oddać mu krew, żeby go ratować.
Przekrzywił głowę, jak to miał w zwyczaju, gdy się nad czymś
poważnie zastanawiał. Blondynka zacisnęła powieki, cała była
spięta w oczekiwaniu na ból, ale nic takiego się nie stało.
Kornel z trudem uniósł dłoń do jej twarzy, ujął podbródek,
zmuszając ją jednocześnie, żeby na niego spojrzała, a gdy to
zrobiła, kciukiem z czułością pogładził policzek, na który
wypłynął rumieniec. Następnie jego palce zamknęły się na
nadgarstku Elizy. Przysunął do niego usta, jednak zanim wgryzł się
w skórę, spojrzał na nią jeszcze raz, dając szansę na zmianę
decyzji, która nie nastąpiła.
Na
początku poczuła słabe ukłucie, nie było bolesne, może trochę
nieprzyjemne, ale już po chwili zapomniała o wcześniejszym
doznaniu, bo po całym ciele rozchodziło się przyjemne ciepło.
Natomiast Kornel pierwszy raz czuł coś takiego. Zawsze uważał, że
krew z domieszką strachu jest najlepsza, ale okazało się, że nie
umywała się do tej oddanej z własnej woli. Smak był nieziemski,
uderzał w każdy zmysł z taką siłą, że gdyby był człowiekiem,
to z pewnością by zemdlał. Dawała również więcej energii; gdy
pierwszy łyk spłynął w dół gardła, poczuł, jak rany
zasklepiają się. Oderwał usta od nadgarstka i złożył na
delikatnej skórze lekki pocałunek.
Ciało
Kornela było uleczone, skóra znów gładka, bez żadnych skaz.
Podniósł wzrok i napotkał spojrzenie niebieskich oczu. Eliza była
zupełnie przytomna, patrzyła na niego z zaciekawieniem.
–
Dziękuję.
– Uśmiechnął się do niej ciepło. – Na pewno masz pytania.
Nie
ruszyła się z miejsca ani też nie wzięła dłoni z jego chłodnego
uścisku.
–
Jesteś
w mojej głowie – wyszeptała, ale bez strachu, jakby to było
zupełnie czymś normalnym.
–
A
ty w mojej. Jest między nami więź. Tylko z tobą będę
szczęśliwy. – Zastanowił się przez chwilę, nie był pewien,
czy powinien powiedzieć resztę, ale nie musiał, Eliza zrobiła to
za niego.
–
Tak,
a ja tylko z tobą. – Zmrużyła oczy, po czym poderwała się na
nogi, mocno potrząsając głową, jakby chciała się z niej czegoś
pozbyć. – To jakieś chore. Chciałeś mnie zabić! Jesteś
wampirem!
Kornel
wstał niespiesznie z fotela, nie spuszczając oczu z kobiety.
Odstawiła uczucia na bok na rzecz racjonalnego myślenia, tylko że
w tym nie było żadnej logiki. Miłość jest jej przeciwieństwem.
Ujął
twarz kobiety w dłonie, po czym nachylił się nad nią jak do
pocałunku.
–
Czy
teraz, to co czujesz, jest chore? Pragniesz mnie tak samo, jak ja
ciebie. Jeśli się tylko zdecydujesz, zobaczysz, że to wszystko ma
sens.
Eliza
ponownie zmarszczyła brwi. Jeśli się zdecyduje? Jeśli zamieni ją
w wampira? Chciała wykrzyczeć mu, że się na to nie zgodzi, ale
nie potrafiła. Tonęła w jego spojrzeniu, było w nim coś takiego,
co nie pozwalało zebrać myśli. Wbrew sobie Kornel odsunął się
od blondynki. Musiała sama zdecydować, nie mógł niczego na niej
wymuszać. Powtarzał to sobie w myślach, żeby nie popełnić
błędu. Nie mógł jej stracić, bez niej popadnie w obłęd.
Zerknął w stronę nieba za oknem, powoli zbliżał się świt, miał
coraz mniej czasu.
Eliza
przysiadła na łóżku, jej serce kołatało nerwowo, a ręce pociły
się niemiłosiernie. Starała się nie patrzeć na mężczyznę
stojącego w jej pokoju. Przecież decyzja powinna być prosta,
powinna odmówić, ale jednak było inaczej. Życie nigdy nie było
czarne lub białe, zawsze miało mnóstwo odcieni szarości.
Nieśmiało
podniosła głowę, patrzył na nią łagodnie tymi dziwnymi oczami.
I właśnie wtedy do niej dotarło, że on należy do niej. Ta myśl
wydała się taka oczywista. Jak mogłaby się od niego odwrócić?
Mimo tej całej absurdalnej sytuacji tego jednego była pewna –
chciała z nim być.
–
Tak.
– Głos nawet nie drgnął, była pewna tego, co chce zrobić. –
Zgadzam się.
Nim
zdążyła spostrzec, Kornel w mgnieniu oka pochwycił ją w ramiona,
tulił do siebie i całował. Pocałował ją jeszcze raz tak
intensywnie, że aż dostała zawrotów głowy. Nie wypuszczając
Elizy z objęć, popatrzył na nią z przejęciem.
–
Teraz
skosztujesz mojej krwi, dla ludzi jest jak trucizna. – Zawahał się
przez moment, ale po chwili kontynuował. – Twoje serce się
zatrzyma, umrzesz. Ale dzięki temu, że piłem twoją krew,
przemienisz się.
Spodziewał
się, że blondynka zacznie się wyrywać, ale nic takiego się nie
stało. Zaakceptowała całkowicie więź, która ich połączyła, i
przyjęła to wszystko ze spokojem. Słyszał miarowe bicie jej
serca, równy oddech. Kornel podciągnął rękaw czarnej koszuli, po
czym przejechał po skórze paznokciem, tworząc małą rankę,
następnie przybliżył ją do ust Elizy i czekał.
Kobieta
ostrożnie chwyciła rękę dłońmi, po tym nie było powrotu.
Przyłożyła wargi do cienkiej ranki. Nie musiała się wysilać,
krew sama popłynęła w głąb jej ust. Smakowała dziwnie, była
słodka, ale gdzieś ukrywał się cień goryczy.
Eliza
odsunęła się i poczuła mdłości, a zawroty głowy nie pozwalały
na utrzymanie się na chwiejnych nogach. W błyskawicznym tempie
trucizna rozprzestrzeniała się po całym układzie krwionośnym,
powodując problemy z oddychaniem.
Kornel
bez najmniejszego wysiłku wziął blondynkę na ręce, jakby nic nie
ważyła. Przytulając do siebie coraz słabsze ciało, stanął na
parapecie w otwartym oknie. Oboje otuliło mroźne powietrze, na
twarz Elizy spadło kilka świeżych płatków śniegu, zadrżała
pod ich wpływem, a może dlatego, że krew wampira kończyła swoje
dzieło.
–
Przed
świtem będzie po wszystkim. – Pocałował ją w czubek głowy. –
Gdy się obudzisz, będziemy już w domu.
Eliza
nie usłyszała już tych słów, jedynie wyczuła je w swojej
świadomości. Jej serce przestało bić, Kornel wzmocnił uścisk i
zeskoczył na zaśnieżoną ulicę.
Zmierzał
prosto do nowego życia, z Elizą u boku.
Opowiadanie powstało na konkurs KOOW, który ostatecznie się nie odbył, więc w sumie nie ma co więcej mówić w tym temacie. ^^