Usiadła gwałtownie na
posłaniu i omiotła spojrzeniem pomieszczenie. Gdy rozległo się
rytmiczne uderzanie o drzwi, odwróciła głowę w ich stronę. Bez
zbędnej zwłoki wstała i, idąc wpuścić przybysza, chwyciła po
drodze grubą chustę, którą narzuciła na ramiona.
– Ojciec
cię wzywa – wyrzucił z siebie chłopak na jednym wydechu, gdy
tylko Nawojka uchyliła drzwi.
–
Witaj,
Józefie. – Uśmiechnęła się do niego serdecznie, po czym
spojrzała na niebo. – Dlaczego Włodzimierz wzywa mnie w środku
nocy?
–
Obcy
– odparł chłopiec i wskazał dłonią gdzieś za siebie. – Nela
ujadała, więc ojciec poszedł sprawdzić, a tam na podwórku kary
koń z jeźdźcem bez ducha.
–
Zapal
lampę i do koszyka zbierz zioła znad pieca – poleciła Józefowi,
a sama ruszyła do izby sypialnianej, gdzie zamieniła nocną
koszulę
na codzienną suknię.
–
Pomożesz
mu? – zapytał chłopak, gdy Nawojka wróciła.
–
Postaram
się. – Uśmiechnęła się łagodnie i związała włosy cienką
wstążką. Wzięła od Józefa kosz, po czym rozejrzała się po
izbie. Podeszła
do
szafy, wyciągnęła z niej kilka flakonów. – Możemy ruszać.
Chłopiec,
niosąc
olejną lampę, szedł wąską ścieżką przed kobietą. Co chwilę
zerkał przez ramię, jakby chciał się upewnić, że ona podążała
za nim. Kilka razy niemal się przewrócił, bo potknął się o
kamień lub wystający korzeń. W końcu droga stała się szersza i
mniej wyboista, dzięki czemu mogli swobodnie iść obok siebie.
Po
kilkuminutowej wędrówce dotarli do gospodarstwa znajdującego się
w centrum wsi. Józef ostatnie metry pokonał biegiem. Wpadłszy do
domu jak huragan, krzykiem obwieścił wszystkim, iż przyprowadził
szeptunkę. Ona zaś uśmiechnęła się delikatnie, słysząc radość
i dumę w głosie chłopca.
–
Gdzie
on jest? – zapytała Nawojka bez zbędnych uprzejmości.
–
Tam.
– Włodzimierz wskazał głową na boczną izbę i ruszył w tamtym
kierunku. – Nie wiedzielim, co robić, to żem posłał po ciebie.
–
Dobrze
zrobiłeś – odparła, choć uwagę całkowicie skupiła na
mężczyźnie leżącym na łóżku. Przyłożyła dłoń do jego
czoła, a następnie głowę do piersi. – Potrzebuję wody ze
studni i prześcieradło.
Nawojka
kolejne cztery dni i cztery noce czuwała przy nieznajomym, robiąc
mu zimne okłady i podając napary z ziół. Wciąż szeptała pod
nosem niezrozumiałe dla domowników słowa, ale nikt nie odważył
się krytykować poczynań szeptunki.
W
końcu gorączka opuściła ciało mężczyzny, a jego oddech stał
się głęboki i równomierny.
–
Gdzie
ja jestem? Co się stało? – zapytał nieznajomy, wybudzając się
ze snu.
–
Zachorowałeś
– poinformowała go cicho Nawojka i przytrzymała, aby się nie
podnosił. – Jest już lepiej, ale nadal jesteś słaby. Powinieneś
odpoczywać.
Kobieta
wstała ze stołka i, odwróciwszy się w stronę drzwi, chciała
wyjść. Czując delikatny ucisk na nadgarstku, spojrzała na
mężczyznę pytająco.
–
Co
to za miejsce?
–
Dom
Włodzimierza, naszego sołtysa. Koń cię tu przyniósł.
–
Nie
pamiętam...
–
Spokojnie.
Z czasem powinieneś sobie wszystko przypomnieć. – Nawojka
uśmiechnęła się do niego lekko i ponownie podjęła próbę
opuszczenia izby.
–
Kim
jesteś?
Ponownie
odwróciła się i utkwiła wzrok w niebieskich tęczówkach.
–
Zwą
mnie Nawojka.
–
A
mnie Jaromir – odparł i podciągnął się nieco na posłaniu. –
Jesteś córką sołtysa?
–
Nie.
– Potrząsnęła głową, uśmiechając się szeroko. – Muszę
iść, a ty zbieraj siły.
Nawojka,
opuściwszy dom Włodzimierza, udała się na poszukiwanie ziół do
uzupełnienia swoich
zapasów.
Część z nich znalazła w lesie, inne na łąkach, a jeszcze inne
rosły na zalanych leśnych ostępach. Tam się jednak nie
zapuszczała – wiedziała, że jeśli poprosi o pomoc drzewice,
ragany lub dziewonie, to wszystkie potrzebne rośliny zostawią jej
na progu domu.
Nawojka
regularnie doglądała Jaromira, ale nie zostawała więcej, niż to
było konieczne. Wszak miała sporo zajęć związanych z
mieszkańcami Wierzyc i okolicznych wsi. Niejedna gospodyni
przychodziła, aby dziewczyna poradziła coś na doskwierające
domownikom dolegliwości albo sprawdziła, czy domostwie nie
zamieszkały jakieś złośliwe duszki. Tak więc Nawojka nie tylko
przygotowywała maści i napary, ale także wyganiała niechcianych
lokatorów. Zdarzało się również, że ktoś prosił o zdjęcie
uroku, a i wtedy nie odmawiała pomocy.
Dni
mijały, a mężczyzna czuł się coraz lepiej, choć nadal niewiele
pamiętał. Nawojka jednak cały czas zapewniała go, że pamięć
wróci, a Włodzimierz zapewnił, iż młodzieniec może zostać do
odzyskania pełnego zdrowia.
–
Więc
jesteś tutejszą szeptunką – zagaił któregoś razu Jaromir, gdy
towarzyszył Nawojce podczas zbierania ziół na łące.
–
Tak
– odparła spokojnie i wskazała palcem roślinę, po którą
następnie schylił się mężczyzna. – Pomagam ludziom.
–
To
niewiarygodne, że nadal w to wierzycie.
–
A
ty nie wierzysz? – zapytała, zatrzymując się.
–
Wierzę
w medycynę. – Zmrużywszy oczy, zastanawiał się przez chwilę. –
Tak mi się wydaje, że w nią wierzę. Jak może pomóc kilka łodyg
i parę liści?
–
Pomaga
sama natura i wiara w nią – odparła z tajemniczym uśmiechem
Nawojka. – Ja wierzę w siłę drzemiącą w tych ziemiach i
lasach, a ona wierzy we mnie. Dzięki temu wiem,
jak
trzymać z dala dusioła, a co uczynić, aby zamieszkał w izbie
grzenia.
–
Nie
będę się wykłócał. – Jaromir westchnął ciężko
i
ruszył za dziewczyną.
–
Spójrz
na tamten pagórek. – Nawojka wsunęła włosy za ucho i przyjrzała
się mężczyźnie, chcąc się upewnić, iż patrzył w dobrym
kierunku. – Tam nikt się nie zapuszcza, aby julkom nie
przeszkadzać. A na tych drzewach mieszkają drzewice. W
czerniejewskie lasy nikt głęboko się nie zapuszcza, bo lejiń tam
często spaceruje.
Jaromir
początkowo słuchał opowieści Nawojki, podśmiechując się pod
nosem. Jednak widząc, ile to znaczyło dla dziewczyny, wykazywał
skupienie i powagę. Sam nie wiedział,
czy
to za sprawą fascynacji, która obudziła się w nim względem
Nawojki, czy może przez to, iż zdarzyło mu się zobaczyć w izbie
dziwne stworzenie czmychające przed jego wzrokiem. Pewien był, że
mógłby słuchać historii opowiadanych przez dziewczynę cały
czas, a i bardzo lubił jej towarzystwo. Zdawało się również, że
i ona promieniała na jego widok.
Pewnego
dnia Jaromir i Nawojka po prostu zniknęli, a w stodole sołtysa
powiesił się jego starszy syn – Sambor. Nikt nie wiedział, co
wydarzyło się naprawdę, więc wersji wydarzeń powstało kilka.
Jedni mawiali, że chłopak skrycie kochał się w Nawojce, a gdy ta
uciekła z Jaromirem, z tej rozpaczy odebrał sobie życie. Inni
twierdzili, że Sambor z zazdrości przekupił samą śmierć, aby
zabrała Jaromira, lecz nie potrafiła rozdzielić zakochanych, wtedy
też dręczony wyrzutami młodzian się powiesił. Jednak krążyła
również plotka, jakoby syn sołtysa w szale zabił zarówno
Nawojkę, jak
i
Jaromira, a gdy dotarło do niego,
co
uczynił, nie mógł żyć z poczuciem winy.
Z
czasem ludzie przestali gdybać nad losem Nawojki, a ścieżka do jej
domu w końcu zarosła. Tylko Józef, gdy uporał się z obowiązkami,
które przejął po bracie, wsiadał na karego konia i sprawdzał,
czy szeptunka wróciła.
Teraz
nikt już o Nawojce nie pamięta. Niektórzy nawet twierdzą, że
nigdy nie istniała, bo pozostałości po starej chacie tuż przy
lesie, gdzie kończy się Przyborowo,
a
zaczynają się Wierzyce, mogły należeć do każdego. Jednak kiedy
lato jest upalne i parne, a pośród złocistych łanów zbóż
wyrastają polne kwiaty, zaraz po deszczu pojawia się piękna panna,
która na głowie niesie wianek chabrów i maków. Polnica na białym
rumaku objeżdża wierzyckie niwy i błogosławi plonom. A co więcej,
do złudzenia przypomina dawną szeptunkę, która zawsze witała
uroczym uśmiechem mieszkańców Wierzyc.
Szeptunka powstała do projektu „Legendy Wierzyckie”, dlatego też opowiadanie miało mieć wydźwięk legendy. Czy mi się to udało? Pozostawiam to waszej ocenie. ^^