Zmarszczyłam brwi, gdy
rozległo się pukanie do drzwi. Może pora nie była zbyt późna,
ale nie miałam ochoty na rozmowę z kimkolwiek, więc postanowiłam
zignorować tego kogoś.
Usiadłam wygodniej w moim ulubionym fotelu i zerwałam wieczko z
jogurtu. Zamieszałam w nim łyżeczką, a gdy kolejne pukanie
rozbrzmiało, wsadziłam ją do ust. Niestety intruz nie dawał za
wygraną i dobijał się do moich drzwi coraz natarczywiej.
–
Pani
Charlotto, wiem, że jest pani w domu. – Zmrużyłam oczy, starając
sobie przypomnieć, skąd znałam ten męski głos. – Proszę
otworzyć, chcę tylko porozmawiać.
Westchnęłam
ciężko i odłożyłam jogurt na stolik. Wstałam, chcąc tylko
sprawdzić, kim był mężczyzna sterczący na korytarzu. Przecież
znałam ten głos!
Zatrzymałam
się przed drzwiami, a dłonią pacnęłam się w czoło. Przez moje
ciało przetoczyła się niekontrolowana fala złości. Oczywiście!
Detektyw z Brighthide!
–
Mówiłam,
że się tym nie zajmę! – warknęłam na niego, ledwie otwierając.
– Co pan sobie wyobrażał? To jest nękanie!
Zamilkłam.
Błądziłam wzrokiem między mężczyzną a parą stojącą za nim.
Zamrugałam kilkukrotnie i czułam, jak robiłam się czerwona na
twarzy. I nie, zdecydowanie się nie zawstydziłam, wręcz przeciwnie
– byłam pewna siebie i wściekła. Gdybym aż tak nie obawiała
się dotyku, to bym go spoliczkowała.
–
Tu
chodzi o nasze dziecko. – Kobieta wpatrywała się we mnie niemal
błagalnie,
ale
to już dawno przestało robić na mnie jakiekolwiek wrażenie.
–
I
jeszcze oni. – Wskazałam głową na małżeństwo. – Sądzi pan,
że ich obecność coś zmieni? Że są pierwsi, którzy będą
błagać, prosić, grozić? Nie, nie jesteście pierwsi i nie
ostatni. – Popatrzyłam w oczy blondynki. – Nie pomogę wam.
Odejdźcie.
–
Proszę
nas chociaż wysłuchać. – Tym razem odezwał się mąż, ale w
jego głosie aż zbyt wyraźnie wyczuwałam napięcie. Wiedziałam,
że jeśli się nie zgodzę, to rozpęta się awantura. Westchnęłam
ciężko i, odsuwając się, wpuściłam ich do mieszkania.
–
Nie
powiecie nic, co zmieni moją decyzję. – Zamknęłam drzwi, po
czym wskazałam im kanapę pośrodku pomieszczenia, a sama zajęłam
miejsce na fotelu i posłałam Benettowi dość wymowne spojrzenie. –
Znam sprawę. Dostałam akta, choć wcale ich nie chciałam.
Przeczytałam wszystko i powtarzam, nie zajmę się tym.
–
A
jeśli chodziłoby o pani dziecko? O jego życie? – W oczach
blondynki pojawiły się łzy, a na moich ustach ironiczny uśmiech.
–
Ale
nie chodzi. Nie będę mieć dzieci, męża, rodziny. Od lat mieszkam
sama i umrę sama, więc branie mnie pod włos nie jest dobrym
pomysłem. Nie wiem, czego naobiecywał wam pan detektyw, ale kłamał.
Czym prędzej to do was dotrze, tym lepiej.
–
Ona
ma tylko pięć lat. – Kobieta wyciągnęła zdjęcie, na którym
widniała uśmiechnięta dziewczynka w zielonej sukience w grochy. Po
chwili z torebki wygrzebała również materiał, który okazał się
bluzką od piżamy. – To jest ostatnia rzecz, jaką miała na sobie
przed porwaniem. Błagam.
–
Przecież
to panią nic nie kosztuje. – Mężczyzna chwycił mnie za
nadgarstek, a przed moimi oczami przeleciało mnóstwo obrazów
przyprawiających o zawroty głowy.
–
Nie
dotykaj mnie – syknęłam przez zaciśnięte zęby, wyszarpując
rękę. – Nigdy.
Wstałam
zbyt gwałtownie, przez co zachwiałam się niebezpiecznie. Detektyw
w mgnieniu oka znalazł się tuż obok mnie, ale wystarczyło jedno
wściekłe spojrzenie, żeby wycofał się z uniesionymi rękoma.
–
Chciałem
tylko pomóc.
–
Nie
potrzebuję pomocy – wyrzuciłam z siebie, maszerując do łazienki.
Zatrzasnęłam
za sobą drzwi, po czym oparłam się o nie plecami. Na moim czole
zbierały się kropelki potu, choć temperatura mojego ciała spadła
o kilka stopni. Zrobiłam parę głębokich wdechów, które w teorii
miały pomóc. Stanęłam przy zlewie i przez chwilę gapiłam się
na lustro, z którego spoglądało na mnie moje blade odbicie.
Odkręcając kurek z zimną wodą, pochyliłam się, aby obmyć
twarz.
Wciąż
widziałam mężczyznę, który nocami płakał w tajemnicy przed
żoną, na posterunku rozpętywał karczemne awantury i obwiniał się
za zniknięcie córeczki, bo spóźnił się, żeby odebrać ją z
przedszkola. Przetarłam dłonią czoło, jednocześnie kręcąc
głową.
Chciałam
tylko spokoju... Ale chyba życzyłam sobie za wiele.
Wychodząc
z łazienki, spięłam ciaśniej włosy. Sama nie wierzyłam, że się
na to zdecydowałam, bo wiedziałam, że skoro zacznę, to nie będę
potrafiła zostawić tej sprawy niedokończonej. Zbyt dobrze znałam
siebie i swoje odruchy, choć starałam się robić wszystko zgodnie
ze zdrowym rozsądkiem, ale na ogół sumienie i tak zwyciężało –
niestety.
–
Wszystko
w porządku? – Detektyw zmierzył mnie od góry do dołu, a ja
kolejny raz miałam ochotę zdzielić go w twarz.
–
Nic
nie jest w porządku – rzuciłam z przekąsem i sięgnęłam po
bluzkę, która wciąż leżała na moim stoliku tuż obok zdjęcia
pięciolatki.
Ponownie
usiadłam w fotelu, tylko tym razem po turecku. Przymknęłam
powieki, a w dłoniach miętoliłam materiał. Wypuściłam powoli
powietrze przez usta, moje serce się uspokoiło i pod powiekami
zamigotał pierwszy obraz. Początkowo był niewyraźny, ale po
chwili nabrał kolorów i kształtów. Przyglądałam się każdemu
wspomnieniu bardzo dokładnie, nie chcąc przegapić jakiejś
istotnej informacji. Wszystko, do czego udało mi się dotrzeć,
zdawało się nie mieć żadnej wartości dla sprawy. Nie zobaczyłam
nikogo podejrzanego, żadnego dziwnego zachowania.
Otworzyłam
oczy, jeszcze przez chwilę trzymając piżamę w rękach. Ostrożnie
odłożyłam ją na stolik, po czym wstałam, żeby napić się wody.
Przeszłam przez pomieszczenie w milczeniu, czując na plecach
wyczekujące spojrzenia. Stanęłam przed kuchennym zlewem i
podstawiłam pod kran szklankę. Jej zawartość wypiłam od razu,
nie odrywając ust od skraju szkła.
–
Wiesz,
gdzie jest nasza córeczka? – Spojrzałam przez ramię na kobietę,
która zaciskała dłonie w pięści, aż pobielały jej knykcie.
–
Nie
– wyszeptałam, po czym odstawiłam szklankę. Westchnęłam cicho
i wróciłam do części salonowej. Cała złość, którą czułam z
powodu ich wizyty, została zastąpiona przez żal wymieszany ze
smutkiem. – To tak nie działa. Poprzez dotyk widzę wspomnienia,
jakbym oglądała film. Czasami zdarza mi się poczuć silniejsze
emocje, ale to częściej w przypadku ciała, a nie rzeczy. Nie
potrafię zaglądać w przyszłość, jedyne co mogłam zobaczyć, to
wszystko to, co wydarzyło się do dnia, gdy miała piżamkę na
sobie.
–
Ale
przecież... – Kobieta zaczerpnęła spazmatycznie powietrze, po
czym pokręciła głową i popatrzyła na detektywa Benetta z
wyrzutem. – Przecież mówiłeś, że ona będzie potrafiła nam
pomóc.
–
Bo
potrafi, ale musiałaby jechać z nami. – Nasze spojrzenia się
skrzyżowały, ale nie powiedział nic więcej, bo pokręciłam
głową, zaciskając przy tym zęby.
–
Nie
pojadę. Przykro mi z powodu waszego dziecka, ale nie mogę pomóc. –
Skierowałam się w stronę wyjścia, a moja ręka spoczęła na
klamce. – Powinniście już iść.
Kobieta
się rozpłakała i ukryła twarz w dłoniach. Mąż starał się ją
pocieszać, ale z marnym skutkiem. Po dłuższej chwili oboje wstali
z kanapy. Wychodząc z mojego mieszkania, nawet na mnie nie
spojrzeli. Ale czego innego się spodziewałam? Byłam ich ostatnią
nadzieją, która właśnie przepadła, a ich córka miała umrzeć.
Spotkała
ich ogromna tragedia, nie zaprzeczałam temu, ale nie oni pierwsi
przeżywali coś takiego, a ja miałam dość ludzkich nieszczęść,
zresztą tak samo jak i swoich.
–
Jeśli
zmieni pani zdanie, zostawiłem wizytówkę. – Detektyw skinął mi
głową, a już po chwili zamknęłam za nim drzwi i to na wszystkie
zamki.
Podeszłam
do stolika, chcąc sprzątnąć niedojedzony jogurt, bo odjęło mi
apetyt, a to, że burczało mi w brzuchu, postanowiłam zignorować.
Podniosłam z blatu tekturkę, na której widniało nazwisko i kilka
cyfr. Przyglądałam się połyskującym literom, a w moim wnętrzu
rozpoczęła się walka między tym, co powinnam, a tym, co było dla
mnie dobre. Poczułam delikatny ucisk w skroniach, przez co się
skrzywiłam.
Schowałam
wizytówkę do kieszeni i przeszłam do części sypialnianej, żeby
opaść na łóżko. Zwinęłam się w kłębek z nadzieją, że sen
przyjdzie szybko, a wyrzuty sumienia nie zdążą się we mnie
obudzić – nic bardziej mylnego. Co rusz spoglądałam na
elektroniczny budzik, aby się tylko przekonać, że czas upływał,
a ja nadal nie spałam. Przekręcałam się z boku na bok, z pleców
na brzuch i odwrotnie, i tak przez całą noc. Kolejna wyglądała
podobnie, z tą różnicą, że spałam przez około godzinę, choć
lepszym określeniem zdawało się być czuwałam,
bo kiedy tylko mój umysł pogrążył się we śnie, widziałam
pięciolatkę w zielonej sukience w grochy.
W
końcu, gdy i następnej nocy nie zmrużyłam oka, a nie zwariowałam
dzięki porządnej dawce kofeiny, włączyłam laptopa i sprawdziłam
rozkład jazdy pociągów. Najwcześniejszy, który zatrzymywał się
w Brighthide, odjeżdżał o czwartej czterdzieści siedem, a więc
za niespełna dwie godziny.
Nie
zastanawiałam się już nad tym, czy dobrze postępowałam. Nie
mogłam spać, a dopóki sprawa zaginionych dziewczynek pozostawała
nierozwiązana, moje sumienie zamierzało mnie tym wciąż zadręczać.
Przez
Internet kupiłam bilet, a także zamówiłam taksówkę, ale zanim
zaczęłam się pakować, sięgnęłam po komórkę, która leżała
wyciszona na nocnym stoliku. Przez chwilę wodziłam wzrokiem po
mieszkaniu, aż zatrzymałam się na drzwiach do łazienki. Poszłam
do niej, by wyciągnąć z kosza na brudy dresowe spodnie. Gdy już
udało mi się je odszukać, wygmerałam z kieszeni wizytówkę i,
nie zważając na godzinę, wpisałam numer, po czym przesunęłam
zieloną słuchawką po ekranie.
–
Benett,
słucham. –
Aż
mnie zatkało, bo detektyw odebrał zaledwie po dwóch sygnałach i
wcale nie brzmiał jak ktoś, kogo właśnie obudzono.
–
Charlie
Fossil. – Zrobiłam głęboki wdech. – Pomogę panu, tylko proszę
nie oczekiwać cudów. One się nie zdarzają.
–
Przyjechać
po panią? Byłbym za...
–
Nie.
Przyjadę pociągiem. – Przygryzłam policzek, milknąc na chwilę.
– Jeśli mogę prosić, to niech ktoś odbierze mnie z dworca.
Według rozkładu na miejscu powinnam być przed dziewiątą.
–
Oczywiście.
–
Benett
zaklął cicho, a w kolejnej sekundzie usłyszałam dźwięk
tłuczonego szkła. – Osobiście
po panią przyjadę.
–
Dobrze,
to do widzenia.
–
Do
zobaczenia.
Zakończyłam
połączenie, ale jeszcze przez kilka długich sekund stałam w
miejscu i wpatrywałam się w budynek, który widziałam przez okno.
Wolną dłonią przeczesałam włosy i ponownie rozejrzałam się po
mieszkaniu pogrążonym w półmroku. Ono od dawna stanowiło mój
azyl. Tylko w nim czułam się tak naprawdę bezpieczna, a
zamierzałam je opuścić i wejść do świata pełnego przemocy,
gdzie na każdym kroku ktoś mógł odebrać mi życie – śmiało
mogłam nazywać się idiotką.
Spakowanie
najpotrzebniejszych rzeczy, wraz z wzięciem prysznica, zajęło mi
prawie godzinę. Kilkukrotnie sprawdziłam, czy aby nie zapomniałam
czegoś, co mogło okazać się rzeczą niezbędną, ale wydawało
się, że niepotrzebnie się nakręcałam.
Gdy
dostałam SMS-a z powiadomieniem, że taksówka podjechała, ubrałam
buty i płaszcz, a walizkę wytargałam na korytarz. Torbę z
laptopem zarzuciłam na jedno ramię, a na drugim wylądowała
torebka z dokumentami, komórką, portfelem i całym tym śmietnikiem,
który znajdował się w damskich torebkach. Sięgnęłam jeszcze po
czarne, aksamitne rękawiczki, które zawsze leżały na szafce przy
wyjściu. Naciągnęłam delikatny materiał na dłonie, a następnie
zamknęłam drzwi na przysłowiowe cztery spusty.
Wyszłam
przed budynek, a praktycznie przed samym wejściem czekał na mnie
samochód. Taksówkarz, gdy mnie tylko zobaczył, wysiadł i skinął
głową w geście powitania. Bez słowa wziął mój bagaż, a
następnie wrzucił go do bagażnika. W czasie gdy mężczyzna
zajmował się walizką, wślizgnęłam się na tylną kanapę auta.
Przygryzłam policzek, bo poczułam niepewność, a może nawet
strach. Takie sprawy ciągnęły się miesiącami, a w tym konkretnym
przypadku nie chodziło tylko o porwania, ale i znęcanie się, które
kończyło się śmiercią dziecka. Nie pozbierałam się jeszcze po
ostatnim razie, gdy pomagałam policji, a pchałam się w kolejne
bagno, co do którego niemal miałam pewność, że zniszczy
kompletnie moją psychikę, a raczej to, co z niej zostało.
–
Dokąd?
– Taksówkarz spojrzał na mnie przez ramię.
–
Dworzec
zachodni – odpowiedziałam, nie odrywając wzroku od okien własnego
mieszkania.
Gdy
auto ruszyło, przymknęłam powieki i oparłam czoło o chłodną
szybę. W głowie miałam mętlik, a mój zdrowy rozsądek wciąż
starał się walczyć z sumieniem. Ile razy już sobie obiecałam, że
wyprowadzę się na Alaskę albo do Australii? Milion? Tam
przynajmniej nikt by mnie nie nachodził...
Otworzyłam
oczy, a z moich ust wydobyło się ciche westchnienie, bo na
horyzoncie pojawił się budynek o żółtej barwie. Taksówkarz
zatrzymał się na wprost wejścia i razem ze mną wysiadł.
Wyciągnął mój bagaż, a ja w tym czasie odszukałam portfel.
–
Dziękuję.
– Podałam mężczyźnie kilka banknotów, i chwytając za rączkę
walizki, ruszyłam w stronę wejścia.
–
Przecież
to za dużo – zawołał za mną, spoglądając z niedowierzaniem to
na pieniądze, to na mnie, ale tylko się uśmiechnęłam i weszłam
do budynku.
W
poczekalni siedziały tylko dwie osoby, ale w sumie specjalnie mnie
to nie zdziwiło, skoro godzina była bardzo wczesna. Spojrzałam na
stary zegar wiszący nad wejściem na perony. Do odjazdu zostało mi
trzynaście minut, więc usiadłam na plastikowym krzesełku, a
walizkę ustawiłam obok. Dłonie ukryłam w rękawach płaszcza, co
stało się moim nawykiem już kilka długich lat temu. Nie lubiłam
pytań odnoszących się do rękawiczek, a tym bardziej irytowało
mnie tłumaczenie każdemu, dlaczego je nosiłam. Zimą czy jesienią
ten problem słabł, a nawet zanikał, bo wszyscy ochraniali swoje
dłonie przed zimnem, ale latem i wiosną stawałam się jakimś
fenomenem.
Dźwięk
nadjeżdżającego pociągu wyrwał mnie z zamyślenia i
automatycznie podniosłam się z miejsca. Przeszłam pod zegarem, a
powiew spowodowany pędem maszyny rozwiał moje włosy we wszystkie
możliwe strony. Odgarnęłam kosmyki z twarzy i czekałam, aż drzwi
się otworzą.
Po
kilku minutach siedziałam już w przedziale i nerwowo szukałam w
torebce komórki.
–
Spokojnie,
przecież się nie pali. – Starszy pan uśmiechnął się do mnie
przyjaźnie. – Jakby panience było za zimno albo za ciepło, to
proszę wołać. Tutaj jest machina do regulacji temperatury, ale
samemu nie można.
–
Będę
pamiętać. – Odwzajemniłam uśmiech i w końcu znalazłam
telefon. – Jest! – Uruchomiłam potrzebną aplikację, po czym
pokazałam elektroniczny bilet konduktorowi.
–
Dziękuję
bardzo. – Mężczyzna zeskanował kod, skinął głową i znów na
jego twarzy zagościł szeroki uśmiech. – Miłej podróży.
Schowałam
komórkę do kieszeni spodni, po czym sięgnęłam po laptop.
Chciałam przypomnieć sobie wszystkie szczegóły sprawy, aby nie
czuć się jak zabłąkana owieczka, a przede wszystkim, żeby
tamtejsi policjanci w taki sposób mnie nie traktowali. Czytając
kolejne raporty, opis sekcji zwłok, spisy dowodów, i oglądając
zdjęcia, w którymś momencie po prostu zasnęłam.
Przed
oczami znów pojawiła mi się pięciolatka, która tym razem się
nie uśmiechała, tylko prosiła o pomoc. Spoglądała gdzieś ponad
moje ramię, ale gdy się odwróciłam, nikogo nie dostrzegłam. Za
mną znajdowała się pustka, zresztą tak, jak i przede mną, bo
dziewczynka zniknęła. Chciałam zrobić krok do przodu, ale nie
mogłam się ruszyć. Spojrzałam w dół, a w moim gardle uwiązł
krzyk. Siedziałam na krześle, do którego przywiązano mnie grubym
sznurem, a mrożący krew w żyłach śmiech dochodził zewsząd. Po
moich policzkach spływały łzy, a w płucach zaczynało brakować
tlenu. Szarpałam się, jednak nic mi to nie dało. Próbowałam
krzyczeć, ale knebel w moich ustach nie pozwalał na wydobycie się
żadnego dźwięku. Usłyszałam szuranie stóp, a już po chwili
zobaczyłam go.
Zbliżał
się powoli z okrutnym uśmiechem na ustach, a moje serce podjęło
wariackie tempo.
–
Spokojnie.
– Konduktor poklepał mnie po ramieniu. – Stacja się zbliża.
Zamrugałam
zdezorientowana i rozejrzałam się dookoła. Przycisnęłam dłoń
do miejsca, pod którym moje serce wciąż waliło jak oszalałe, ale
na szczęście z każdą kolejną sekundą zwalniało.
–
Przepraszam
– wydusiłam z siebie zawstydzona, ale on się tylko uśmiechnął.
–
Panienka
nie przeprasza, każdemu zdarza się zasnąć. – Puścił do mnie
oko, po czym wyszedł na korytarz.
Jeszcze
przez dłuższą chwilę nie ruszyłam się z miejsca. Sceny z
koszmaru wciąż odbijały się echem w mojej głowie i z trudem
powstrzymywałam łzy. Minęło tyle lat, a ja mimo to nadal śniłam
o tym potworze. I tak samo mocno odczuwałam strach. Jakby to
wszystko wydarzyło się zaledwie wczoraj.
Pokręciłam
energicznie głową, chcąc tym sposobem odepchnąć wspomnienia z
dzieciństwa. Spakowałam laptop, założyłam płaszcz i wyszłam z
przedziału. Sprawdziłam jeszcze tylko, czy nie zostawiłam żadnej
ze swoich rzeczy, po czym skierowałam się ku wyjściu.
Gdy
pociąg zatrzymał się na stacji w Brighthide, poczekałam, aż
wszyscy wysiądą i dopiero wtedy sama zeszłam po kilku metalowych
schodkach. Uniosłam głowę w kierunku nieba, a pierwsze krople
spadły na moją twarz. Ludzie zaczęli biec, chcąc się ukryć w
budynku dworcowym przed deszczem, przez co w przeciągu zaledwie
kilku chwil zostałam całkowicie sama na peronie. Jednak nie na
długo, bo kątem oka zauważyłam zarys sylwetki, która zbliżała
się do mnie w zaskakująco szybkim tempie.
–
Witam!
– Mężczyzna zatrzymał się tuż obok mnie i przesunął
parasolkę tak, żebym i ja się pod nią schroniła. – Przepraszam
za mały poślizg.
–
Nic
się nie stało. – Odkleiłam z czoła kilka kosmyków. – Dzień
dobry.
–
Mogę?
– Wskazał wolną dłonią na walizkę, ale nie czekał na moją
odpowiedź, tylko chwycił za rączkę. – Tędy.
Detektyw
szedł szybko i stawiał długie kroki, przez co niemal za nim
biegłam. Na szczęście marsz nie trwał długo, bo gdy minęliśmy
budynek dworca, zaraz przy chodniku stało czarne audi, do którego
Benett nas poprowadził. Wsiadłam do środka z nieskrywaną ulgą,
bo nigdy nie lubiłam deszczu, choć tak mała przestrzeń też nie
budziła we mnie pozytywnych uczuć.
–
Jadłaś
śniadanie? – Mężczyzna wślizgnął się na fotel kierowcy i
przekręcił kluczyk w stacyjce, a silnik cicho zamruczał.
–
Nie
przypominam sobie, żebym była z panem na ty. – Nie patrząc na
niego, zapięłam pas.
–
Poważnie?
– Uniósł wysoko brwi, a na jego ustach pojawił się ironiczny
uśmieszek. Nie, ja się nie uśmiechnęłam, wręcz przeciwnie,
posłałam mu wściekłe spojrzenie, ale on tylko przewrócił oczami
i wyciągnął dłoń. – Kurt.
Nawet
nie drgnęłam. Siedziałam wyprostowana, gapiąc się na jego twarz.
Wyglądał znacznie mniej korzystnie niż w dniu, w którym
spotkaliśmy się po raz pierwszy. Wtedy nie miał sińców pod
oczami ani szarej skóry, o zaczerwienionych białkach nie
wspominając. Westchnęłam głośno i uścisnęłam jego rękę.
–
Charlie.
–
Świetnie.
To jak, Charlie? – Wrzucił bieg, a auto płynnie ruszyło. –
Jadłaś śniadanie?
–
Nie
– odpowiedziałam, a dla potwierdzenia tego faktu głośno
zaburczało mi w brzuchu.
–
Niedaleko
jest knajpka, w której dają dobre jedzenie, a nie ma dużo ludzi. –
Rozejrzał się po krzyżówce, a następnie skręcił w prawo. –
Będziemy mogli spokojnie porozmawiać. Wolałbym zrobić to na
neutralnym gruncie niż na posterunku.
Akurat
w tym jednym zgadzałam się z nim w stu procentach, więc tylko
skinęłam głową i odwróciłam ją w stronę bocznej szyby.
Wodziłam wzrokiem po szarych budynkach, sklepowych witrynach i
uciekających przed deszczem ludziach. Wycieraczki uderzały w
jednakowym rytmie, a radio policyjne co chwilę trzeszczało.
–
Daleko
jeszcze? – Przelotnie zerknęłam na Benetta. – Nie lubię
zamkniętych przestrzeni.
–
Dlatego
w mieszkaniu nie masz ścian? – Wszystkie moje mięśnie napięły
się boleśnie, a przez twarz detektywa przebiegł cień. –
Przepraszam.
–
I
tak mnie prześwietliłeś, prawda?
–
Prawda.
– Skinął głową, a po chwili wzruszył ramionami. – W naszym
środowisku jesteś dobrze znana, ale nie ukrywam, przejrzałem twoje
akta i sprawy, którymi się zajmowałaś.
Zacisnęłam
usta tak mocno, aż poczułam ból. Zirytował mnie, choć nie do
końca wiedziałam dlaczego, bo przecież policja ciągle kogoś
sprawdzała. Ale on chciał mojej pomocy, a mi nie ufał, to nigdy
nie wróżyło nic dobrego.
Detektyw
zgasił silnik, a następnie wychylił się do tyłu i sięgnął po
parasolkę. Bez słowa wysiadł, co również uczyniłam, ale nim
zdążyłam ponownie zmoknąć, podbiegł i poczułam dłoń na dole
swoich pleców. Na jedną chwilę zabrakło mi tchu. Nie wiedziałam,
jak powinnam zareagować. Nigdy nikt nie zachowywał się wobec mnie
w tak spoufalony sposób.
Gdy
pierwszy szok minął, chciałam się odsunąć, ale on tak po prostu
objął mnie ramieniem i prowadził w stronę wejścia do baru
śniadaniowego. Z chwilą przekroczenia progu Benett odsunął się i
złożył parasol. W głębi ducha odetchnęłam z ulgą, bo przez
taką bliskość czułam się nieswojo. Mężczyzna jednak wydawał
się w ogóle tego nie zauważać. Odwiesił swoją kurtkę razem z
parasolką na wieszak i wyciągnął dłoń w moją stronę, na co
pokręciłam przecząco głową, więc wskazał stolik na końcu
sali.
Zanim
usiadłam, ściągnęłam płaszcz i położyłam go obok na kanapie.
Poprawiłam rękawy bluzki, aby nachodziły na rękawiczki, a
detektyw przyglądał mi się uważnie. Gdy podniosłam na niego
wzrok, przestał wpatrywać się w moje dłonie, za to spojrzał mi
prosto w oczy.
–
Na
co masz ochotę? – Zadudnił palcami o blat. – Polecam tosty i
jajecznicę. Naleśniki też mają dobre.
–
A
rogaliki? Najlepiej cynamonowe.
–
Zobaczę,
co da się zrobić. – Uśmiechnął się półgębkiem i wstał,
ale jeszcze zanim odszedł, okręcił się na pięcie. – A do
picia?
–
Sok
pomarańczowy.
–
Nie
chcesz kawy? Ta tutaj naprawdę potrafi postawić na nogi.
–
Okej,
niech będzie też kawa.
Przyglądałam
się Benettowi, gdy podszedł do lady, po czym oparł się o nią i
zaczął ożywioną dyskusję z młodą kobietą w bordowym
fartuszku. Wpatrywała się w niego maślanym wzrokiem, ale nie
potrafiłam stwierdzić, czy i on patrzył na nią w ten sam sposób.
Rudowłosa
zanotowała, jak się domyślałam, zamówienie detektywa i wsunęła
w kieszeń notatnik, a następnie odwróciła się i zniknęła za
drzwiami, które prowadziły zapewne do kuchni. Mężczyzna odwrócił
się od lady i ruszył w moją stronę.
–
Będą
rogale. – Uśmiechnął się z zadowoleniem. – I to cynamonowe.
–
Dziękuję.
– Westchnęłam cicho, a po chwili położyłam dłonie na blacie
stolika i zaplotłam palce przed sobą. – Chciałabym załatwić tę
sprawę jak najszybciej. Nie będę udawać, że bardzo chcę pomóc,
bo tak nie jest. Takie sprawy naprawdę dużo mnie kosztują, a tacy
jak ty tego nie rozumieją. – Benett otworzył usta i nabrał
powietrza, ale pokręciłam głową. – Zaczekaj. Po ostatniej
sprawie, gdzie nastolatek przystąpił do sekty, a oni poświęcili
go w rytuale, nie spałam przez pół roku, bo co noc widziałam ten
obrzęd i to, co mu zrobiono. Na dodatek czułam się, jakbym sama
brała w tym udział, raz byłam ofiarą, a raz katem. A te
dziewczynki...
–
Jako
dziecko zostałaś porwana – powiedział cicho, a przed moimi
oczami na moment pojawiła się jego
twarz.
–
Tak
– przyznałam niechętnie. – Po tym wydarzeniu obudziła się we
mnie ta przykra zdolność, choć niektórzy uważają, że to dar.
–
Ale
nie ty? – Uniósł jedną brew w górę.
–
Dary
powinny być dobre. – Zabrałam ręce ze stolika, bo rudowłosa
przyniosła jedzenie.
–
Dzięki,
Lucy. – Benett uśmiechnął się do kobiety, a gdy odeszła, znów
skupił się na mnie. – Pomagasz ratować ludzi albo łapać
przestępców, to jest coś dobrego.
–
Z
twojej perspektywy. – Ściągnęłam rękawiczki i położyłam je
obok szklanki z sokiem. Przez chwilę patrzyłam na swoją dłoń,
poruszając przy tym leniwie palcami. – Nie mogę nikogo dotknąć,
bo całe życie danej osoby przeleci mi przed oczami. Co w tym
dobrego?
On
nie odpowiedział, a ja nawet tego nie oczekiwałam. Napiłam się
soku, po czym odgryzłam kawałek rogalika. Smak cynamonu w
połączeniu z kwaśną pomarańczą przyjemnie drażnił moje kubki
smakowe. Bezwiednie oblizałam usta, na których pojawił się
delikatny uśmiech. Gdy skończyłam jeść, odsunęłam talerz i
postawiłam przed sobą kubek z kawą. Objęłam palcami porcelanę i
przez chwilę wpatrywałam się w czarną taflę.
–
Więc...
– podjął Benett, wycierając usta serwetką. – Jak ty to
widzisz? Wiem, że inni dawali ci dużo swobody w działaniach. Mi
również zależy na czasie. Dwie dziewczynki są uznane za
zaginione, ale myślę, że jeszcze żyją. Niestety dwie inne nie
żyją.
–
Czytałam
akta. – Podniosłam na niego wzrok, ale po chwili odwróciłam
twarz w stronę okna. Deszcz nie przestawał padać, chyba nawet
przybrał na intensywności. – Czy były już pogrzeby?
–
Cassie
została pochowana w zeszłym tygodniu, a Andie znajduje się w
prosektorium.
–
To
na co czekamy? – Chwyciłam rękawiczki i wstałam, ale Benett nie
ruszył się z miejsca.
–
Usiądź.
– Wziął łyk kawy, a gdy nawet nie drgnęłam, tylko wpatrywałam
się w niego wyczekująco, westchnął zrezygnowany. – Jest problem
z jej rodzicami. Nie chcą się zgodzić, abyś dotykała ich córki.
–
Chyba
się przesłyszałam – wyszeptałam z niedowierzaniem. Usiadłam z
powrotem na kanapie, a z moich ust wyrwał się nerwowy śmiech. –
Jesteś niepoważny. Co rusz wysyłałeś maile, wydzwaniałeś, w
końcu zjawiłeś się w moim mieszkaniu, a tak naprawdę i tak nic
nie mogę zrobić.
–
Oni
potrzebują tylko czasu.
–
To
jakiś absurd. – Pokręciłam głową i przetarłam dłońmi twarz.
–
Możesz
sprawdzić jej rzeczy. Przecież z przedmiotów też potrafisz
wyczytać przeszłość.
–
To
nie to samo. Nie będę przeszukiwać każdej spinki, bluzki, buta
czy co tam jeszcze. Skoro jest ciało, to w nim znajdę wszystkie
odpowiedzi. – Posłałam Benettowi znaczące spojrzenie.
–
Spróbuję
to przyśpieszyć. – Zastukał palcami o kubek, a następnie
wyciągnął komórkę z kieszeni i się skrzywił. – Przepraszam.
Wstał
i odszedł kawałek z aparatem przyciśniętym do ucha. Nie słyszałam
ani słowa, ale po nerwowych gestach mężczyzny i wyraźnym napięciu
na jego twarzy wywnioskowałam, że nie prowadził przyjemnej
rozmowy.
–
Rozumiem.
– Stanął przy stoliku, a wolną dłonią potarł zarośniętą
szczękę. – Jak coś się zmieni, daj znać.
–
Złe
wieści? – Uśmiechnęłam się złośliwie, a on zacisnął zęby.
– Z nas dwojga to chyba ja powinnam być poirytowana, prawda?
Wstałam
i zarzuciłam płaszcz na ramiona, a z torebki wyciągnęłam
portfel.
–
Zapłacę
– mruknął pod nosem. Z kieszeni wyjął kilka banknotów, które
po sprawdzeniu położył na stoliku. – Chodźmy.
Zatrzymałam
się w progu, unosząc jednocześnie głowę w stronę szarego nieba.
Spięłam się mimowolnie, gdy Benett otarł się o moje ramię.
Powoli wypuściłam powietrze, a on spojrzał na mnie podejrzliwie.
Może nie chciał pytać, ale dla pewności pokręciłam przecząco
głową.
Ruszyłam
w stronę auta, nie zważając na spadające na mnie ciężkie
krople, ale nie miałam szansy zmoknąć, bo detektyw znów objął
mnie w pasie i ochronił parasolką przed deszczem do momentu, aż
znalazłam się w samochodzie.
–
Wolałabym,
żebyś mnie nie dotykał – zaczęłam, gdy mężczyzna wsiadł do
auta.
–
Następnym
razem pozwolę przemoknąć ci do suchej nitki – odparł oschłym
tonem. – Nie ma sprawy.
–
Nie
wyżywaj się na mnie – wydusiłam przez zaciśnięte zęby, a głos
mi zadrżał. – W tym przypadku nic nie jest moją winą. To ty
zawalasz.
–
Myślisz,
że nie wiem?! – krzyknął, a mnie zatkało. Zamrugałam nieco
wystraszona, a plecami niemal przylgnęłam do drzwi. Benett oparł
się o fotel i przymknął powieki. Po kilku zbyt długich sekundach
odetchnął głęboko, a jego spojrzenie padło na moją twarz. –
Przepraszam. Masz rację, to ja zawalam... W dodatku na każdym
kroku... Chwytam się już wszystkiego, co mogłoby mi pomóc go
znaleźć, ale wciąż dzieje się coś nie tak. Rodzice Andie chcą
ją zabrać jeszcze dziś.
–
Może
ja z nimi porozmawiam?
–
Dziękuję
za chęci, ale uważają cię za szarlatankę, więc mogłoby być
jeszcze gorzej. – Wsadził kluczyk do stacyjki i przekręcił, a
silnik natychmiast zaskoczył. – Podjedziemy do mnie. Na pewno
jesteś zmęczona po podróży.
–
Wolałabym
hotel – zaczęłam ostrożnie. Nie chciałam go w żaden sposób
urazić, ale chyba jednak to zrobiłam, bo skrzywił się delikatnie,
po czym wymusił uśmiech i skinął głową.
Przez
całą drogę żadne z nas się już nie odezwało. Cisza panująca w
aucie niosła ze sobą dziwne napięcie. Może zazwyczaj wolałam
samotność i brak prowadzenia konwersacji, ale w tym konkretnym
przypadku taki stan zaczynał mi ciążyć.
Gdy
detektyw zatrzymał auto przed hotelem, przestało padać, a
spomiędzy chmur wyłoniło się słońce. Wysiadłam z zadartą
głową, a promienie pieszczące moją twarz sprawiły, że poczułam
się nieco lepiej. Przeszłam na tył samochodu, chcąc zabrać
bagaż, ale Benett mnie uprzedził i bez słowa ruszył w stronę
wejścia. Pobiegłam za nim, ale wydawało mi się, że znów nie
zwracał na mnie najmniejszej uwagi, jakbym nie istniała.
–
Dzień
dobry – przywitaliśmy się jednocześnie, wchodząc do recepcji.
–
Dzień
dobry – odpowiedział recepcjonista, uważnie mi się przyglądając.
–
Potrzebuję
pokoju. – Stanęłam przy kontuarze i uśmiechnęłam się
delikatnie. – Najlepiej duży, przestronny.
–
Na
jak długo? – Mężczyzna stukał w klawiaturę, a po chwili
podniósł na mnie pytające spojrzenie.
–
Ciężko
powiedzieć. – Przygryzłam dolną wargę.
–
Miles,
znajdź pani ładny pokój, a jak będzie się wymeldowywać, to się
rozliczymy. – Detektyw zadudnił palcami o blat w kolorze hebanu.
–
Oczywiście.
– Znów po pomieszczeniu rozniósł się dźwięk stukania w
klawiaturę, po czym chłopak wyciągnął w moją stronę dłoń, w
której trzymał kartę. – Pokój na piętrze przy końcu
korytarza. Zaraz zawołam kogoś, żeby pomógł z bagażem.
–
Nie
trzeba. – Benett chwycił kartę i ruszył w stronę schodów, a ja
za nim.
–
Sama
zapłacę za hotel – poinformowałam ściszonym głosem, aby
przypadkiem recepcjonista mnie nie usłyszał. – Poza tym nie
jestem dzieckiem, które trzeba prowadzić za rączkę.
–
Tutaj
i przy tej sprawie jesteś pod moją opieką. – Prychnęłam na
jego stwierdzenie, ale udał, że tego nie usłyszał. – Wolałbym,
żebyś w czasie pobytu w Brighthide znajdowała się na terenie,
który znam.
–
Masz
na myśli swoje mieszkanie.
–
Dom
– poprawił mnie szybko. – Mnie i tak nie ma całymi dniami i
nocami. Byłbym spokojniejszy.
–
Za
dużo pomieszczeń – odparłam cicho. Uśmiechnęłam się
wymuszenie, gdy Benett zatrzymał się i wpatrywał się w moje oczy.
– Mówiłam, że moje zdolności to żaden dar.
–
Mówiłaś.
– Skinął głową, po czym otworzył drzwi i przepuścił mnie
przodem. – Wciąż zapominam, że postrzegasz wszystko inaczej.
–
Ładnie
to ująłeś. – Zaśmiałam się w głos, żeby w następnej chwili
spoważnieć. – Są dni, w których boję się własnego cienia.
–
Nie
masz łatwego życia.
–
Yhm...
– Rozglądałam się po pomieszczeniu, które było dość sporych
rozmiarów, ale nie miało miejsc, gdzie ktoś mógłby się ukryć.
– Nie mam go w ogóle.
–
Jak
pokój? – Detektyw przysiadł na podłokietniku kanapy. – Jeśli
ci nie odpowiada, to porozmawiam z Milesem. Na pewno znajdzie inny.
–
Jest
w porządku. – Uśmiechnęłam się do mężczyzny, chyba nawet
szczerze.
Zaglądałam
właśnie do łazienki, gdy telefon Benetta się rozdzwonił.
Obejrzałam się przez ramię, a on posłał mi przepraszające
spojrzenie i wyszedł z pokoju. Podczas jego nieobecności ściągnęłam
płaszcz i rękawiczki, a nawet wyciągnęłam kilka ubrań z
walizki.
Gdy
detektyw wrócił, znów miał nietęgą minę. Jednak tym razem
powstrzymałam się od kąśliwej uwagi. Wyciągnęłam z torby
laptop, chcąc podłączyć go do prądu, i udawałam, że w ogóle
nie odczuwałam zmiany nastroju mężczyzny.
–
Muszę
jechać. – Podciągnął rękaw kurtki i spojrzał na zegarek. –
Wrócę za jakieś dwie godziny. No, może trzy.
–
Nie
ma pośpiechu. – Uruchomiłam laptop, po czym zbliżyłam się do
Benetta. – Jeśli uda się ich przekonać, pójdzie z górki.
–
Właśnie
przyjechali po ciało. – Przeczesał palcami włosy, tworząc na
głowie większy nieład, przez co wyglądał jeszcze gorzej niż do
tej pory.
Nic
na to nie powiedziałam. Nie chciałam zagłębiać się w każdą
rzecz należącą do tych dzieci z osobna, bo za dużo czasu by to
zajęło, a o moim zdrowiu nie wspominając. Mężczyzna westchnął
ciężko i skierował się w stronę drzwi, ale nim zdążył wyjść,
do głowy wpadło mi pewne rozwiązanie, które mogło pomóc nam
obojgu.
–
Kurt?
– Wstrzymałam na chwilę oddech, a on się zatrzymał. – A jeśli
zrobilibyśmy to bez ich zgody?
–
Mogliby
mnie pozwać. – Zmrużył oczy i założył ręce na piersi, ale na
jego ustach pojawił się nikły uśmiech.
–
Wezmę
wszystko na siebie. – Wzruszyłam ramionami. – Każdy normalny
sąd mnie nie zamknie, a kary pieniężne przeżyję.
–
Jesteś
pewna?
–
Tak.
–
W
takim razie będę za godzinę. – Otworzył drzwi i wyszedł, a ja
odetchnęłam z ulgą.
Zamknęłam
drzwi za Benettem i, biorąc z walizki kosmetyczkę, skierowałam się
do łazienki. Szybko wzięłam prysznic, który okazał się znacznie
bardziej pobudzający niż kawa. Owinięta jednym ręcznikiem, a
drugim wycierając włosy, weszłam do pokoju, żeby sprawdzić, czy
laptop już działał. Przysiadłam na skraju kanapy, a następnie
otwierałam odpowiednie foldery i przeglądałam ich zawartość.
Wzdrygnęłam
się, gdy rozległo się pukanie do drzwi. Zerknęłam na zegarek na
ekranie i przeklęłam pod nosem. Wpuściłam detektywa, który
zmierzył mnie od góry do dołu, ale na szczęście nie skomentował
braku mojej gotowości.
–
Daj
mi pięć minut – rzuciłam przez ramię. W biegu chwyciłam jakieś
ubrania, po czym zamknęłam się w łazience.
–
Ile
razy to czytałaś?
–
Nie
liczyłam, ale dużo – odpowiedziałam, wciskając się w stare
dżinsy. Wciągnęłam przez głowę koszulkę i dołączyłam do
Benetta. – Ale nie zauważyłam nic nadzwyczajnego.
–
Nie
ty jedna – mruknął pod nosem, a wzrokiem błądził po otwartym
pliku z raportem.
–
Możemy
iść? – Zamknęłam laptop, nie zwracając uwagi na protesty
mężczyzny.
–
Tak,
możemy – odparł cicho, ale wstał z kanapy. – Udało mi się
zyskać trochę czasu, ale...
–
Minuta
wystarczy. – Zarzuciłam płaszcz na ramiona, chwyciłam rękawiczki
i kartę, po czym wyszłam na korytarz.
Po
około pół godzinie wjechaliśmy na parking policyjny, a moje serce
podjęło szybszy rytm. Przełknęłam z trudem ślinę, próbując
samą siebie przekonać, że nie miałam się czym denerwować.
Zaciskałam palce na skraju płaszcza, a w duchu modliłam się, żeby
wszystko poszło bez przeszkód. Wtedy mogłabym wrócić do siebie i
zacząć na nowo łatać swoją psychikę.
Jak
w transie szłam za Benettem, który bez najmniejszego problemu
poruszał się po krętych korytarzach. Po krótkiej wędrówce w
podziemiach posterunku dotarliśmy do miejsca, gdzie badano i
przetrzymywano zwłoki. Detektyw nawet nie musiał mnie o tym
informować, bo zapachu śmierci nie pomyliłabym z niczym innym.
Weszliśmy
do jasnej i sterylnej sali, gdzie na metalowym stole leżały zwłoki
przykryte bladoniebieskim materiałem. Nie zwracając uwagi na
mężczyznę, który siedział przy biurku, podeszłam do ciała
dziewczynki i odsłoniłam jej twarz. Przez chwilę przyglądałam
się drobnemu noskowi, delikatnym ustom i niemal przezroczystej
skórze, a wszystko we mnie krzyczało, abym tego nie robiła.
–
Będą
za piętnaście minut. – Mężczyzna zerknął na mnie znad
dokumentów, po czym przeniósł wzrok na Benetta. – Mam nadzieję,
że wiesz, co robisz.
–
Wiem.
– Detektyw odpowiedział bez wahania, a ja dzięki temu poczułam
się pewniej.
Wypuściłam
przez usta powietrze i ściągnęłam rękawiczki, które schowałam
do kieszeni płaszcza. Potarłam dłonie o siebie, po czym jedną
bardzo powoli przesunęłam nad głowę dziecka. Gdy moja dłoń
dotknęła czoła dziewczynki, przez mój umysł przetoczyło się
tysiące obrazów, a może nawet miliony. Uczucia przetaczały się
przeze mnie falami, przynosząc ze sobą ból, paniczny strach i
beznadzieję.
Zachwiałam
się niebezpiecznie do tyłu, dzięki czemu straciłam fizyczny
kontakt z ciałem.
–
Będzie
rzygać. – Zarejestrowałam tylko, że mężczyzna wstał i wskazał
mi kierunek.
Upadłam
na kolana, i zaciskając dłonie na krańcu metalowej wanny,
wymiotowałam. Dopiero gdy torsje ustały, zauważyłam, że Benett
podtrzymywał mnie jedną ręką, a drugą odgarniał włosy z
twarzy.
–
Daj
coś – zwrócił się do mężczyzny, który po chwili podał mu
papierowy ręcznik.
–
Dziękuję
– wydusiłam, wycierając usta. – Możemy stąd wyjść?
Detektyw
tylko skinął głową i pomógł mi wstać. Przytrzymałam się jego
ramienia, a gdy chciałam stanąć o własnych siłach, kolana się
pode mną ugięły i straciłam przytomność.
Ocknęłam
się na czymś miękkim, a w powietrzu unosił się kwiatowy zapach.
Podźwignęłam się do pozycji siedzącej, rozglądając się w
półmroku. Odgarnęłam włosy do tyłu i powoli zsunęłam się z
łóżka. W ustach wciąż miałam nieprzyjemny posmak, więc
podpierając się o każdy napotkany mebel, udałam się w stronę
łazienki.
Zatrzymałam
się przy kanapie, i mrużąc oczy, utkwiłam wzrok w mężczyźnie,
który na niej leżał. Jedna jego ręka spoczywała na klatce
piersiowej, a druga na podłodze obok broni. Ostrożnie odsunęłam
się od Benetta, aby go przypadkiem nie obudzić. Zdecydowanie
potrzebował snu, choć jego wygląd świadczył o tym, że
sukcesywnie unikał spania.
Starając
się nie robić hałasu, weszłam do łazienki. Wyszorowałam
porządnie zęby, obmyłam twarz wodą i przyglądałam się własnemu
odbiciu. Przeciągnęłam palcami po skórze w miejscu, w którym
wcześniej dotknął mnie detektyw. Przywołałam w pamięci chwilę,
w której klęczałam przy metalowej wannie, a gdy dotarło do mnie,
że nie poznałam żadnego wspomnienia mężczyzny, moje oczy
rozszerzyły się do granic możliwości. Jeszcze nigdy nie zdarzyło
się, żebym nic nie zobaczyła w momencie kontaktu z czyjąś skórą.
Moje serce przyspieszyło, a na ustach pojawił się nikły uśmiech.
Może moja sytuacja nie była aż tak beznadziejna i istnieli ludzie,
których mogłam swobodnie dotykać. Jednak z drugiej strony w
prosektorium przeżyłam silny wstrząs emocjonalny, na wspomnienie
którego po moim kręgosłupie prześlizgnął się nieprzyjemny
dreszcz.
Gdy
wyszłam z łazienki, przekonałam się, że Benett się obudził i
na mnie czekał.
–
Jak
się czujesz? – Popatrzył na mnie nieco nieprzytomnie.
–
Zaskakująco
dobrze – odparłam cicho, i siadając obok mężczyzny, położyłam
na kolanach laptop. Otworzyłam odpowiedni folder, a następnie
przeglądałam jego zawartość w poszukiwaniu odpowiedniego pliku.
–
Dochodzi
czwarta. – Zastukał palcem w zegarek na nadgarstku, po czym
sięgnął po broń i schował ją do kabury. – Spałaś ponad
dwanaście godzin. Na pewno dobrze się czujesz?
–
Tak,
tak. – Skrzywiłam się, gdy na ekranie pojawiła się twarz
mężczyzny. – To on.
–
Przecież
to dyrektor przedszkola. – W głosie detektywa pobrzmiewało
niedowierzanie, ale za to całkowicie zniknęło znużenie. – A
dziewczynki? Wiesz, gdzie są?
–
Otoczenie
widziałam tylko częściowo. – Potrząsnęłam głową i
przymknęłam powieki. – Było ciemno. Ogromny budynek z czerwonej
cegły. Wysokie drzewa i zarośla. Pomieszczenie nie miało okien.
Goła żarówka przyczepiona do sufitu. On... – urwałam, bo głos
zaczął mi się załamywać. Zaczerpnęłam głośno powietrze i
uniosłam powieki, a pierwsza łza spłynęła po moim policzku. –
Gdy jedną bił, gwałcił, torturował, to drugiej kazał na to
patrzeć. Ona doskonale wiedziała, co ją czekało, mimo że miała
tylko pięć lat.
–
Skurwysyn
– zaklął pod nosem Benett, ale jednak niedostatecznie cicho, bo
wyraźnie usłyszałam każdą sylabę. Wyciągnął komórkę z
kieszeni, ale zanim wybrał numer, odwrócił się jeszcze w moją
stronę. – Nie wychodź nigdzie.
Bezwiednie
skinęłam głową i zamknęłam laptop. Podciągnęłam kolana pod
brodę, a gdy objęłam je ramionami, płakałam jak małe dziecko.
Przed oczami wciąż przewijały mi się obrazy, które widziała
Andie, a moje ciało wciąż pamiętało jej ból.
Jak
długo siedziałam skulona na kanapie? Nie potrafiłam stwierdzić,
ale detektyw zdążył wrócić, a za oknem słońce znajdowało się
już wysoko na niebie.
–
Nie
chciałem cię budzić. – Postawił na stoliku papierową torbę. –
Przywiozłem ci śniadanie.
–
Znalazłeś
je? – zapytałam, nie spuszczając z niego wzroku.
–
Tak.
– Uśmiechnął się lekko. – Zdążyliśmy, zanim coś im
zrobił. Są wystraszone i wyziębione, ale dojdą do siebie.
–
A
on?
–
W
pierdlu zrobią mu to samo. – Westchnął ciężko. Opadł na
kanapę tuż obok mnie. – Dziękuję. Nie mieliśmy żadnych
podejrzeń co do niego. Nic, co moglibyśmy dopasować. Był czysty.
–
Szanowany,
powszechnie lubiany i brał czynny udział w poszukiwaniach, a dzieci
mu ufały.
–
Dokładnie.
– Skinął głową, a po chwili wskazał na torbę. – Rogaliki
cynamonowe.
Uśmiechnęłam
się. Mimo wszystko to były dobre wieści. Dziewczynki żyły i przy
odpowiedniej pomocy mogły uporać się z traumą, a
dyrektor-zwyrodnialec miał zgnić w więzieniu. Rodzice Andie o mało
co nie rozszarpali go na strzępy, bo okazało się, że to właśnie
on nastawiał ich przeciwko mnie, żebym go nie wydała.
Po
złożeniu wyczerpujących zeznań i załatwieniu wszelakich
formalności związanych z moim udziałem w śledztwie mogłam wracać
do domu. Cieszyłam się z tego faktu, ale w dniu powrotu, gdy stałam
na peronie, poczułam ukłucie żalu.
–
Nad
czym tak rozmyślasz? – Kurt szturchnął mnie łokciem, a jego
usta rozciągnęły się w uśmiechu.
–
Że
będę za tobą tęsknić. – Westchnęłam cicho i spojrzałam mu w
oczy. – Mimo że bywasz bardzo irytujący, to przyzwyczaiłam się
do ciebie.
–
Nie
wiem, czy powinienem podziękować, czy się obrazić. – Zaśmiał
się, a ja razem z nim.
Polubiłam
go. Nie potrafiłam określić, co w nim takiego było, ale czułam
się przy nim swobodnie, a przede wszystkim potrafił sprawić, że
śmiałam się z drobiazgów.
–
Ani
jedno, ani drugie. – Odwróciłam głowę i wpatrywałam się w
nadjeżdżający pociąg. W końcu zwolnił, a po chwili się
zatrzymał. Wyciągnęłam rękę w kierunku Kurta. – Mam nadzieję,
że się jeszcze zobaczymy.
–
Na
pewno, Charlie. – Bez żadnego ostrzeżenia po prostu mnie
przytulił. Instynktownie napięłam mięśnie, przygotowując się
na lawinę wspomnień, ale niczego nie zobaczyłam. Odsunęłam się
od niego i zamrugałam nieco zdezorientowana, a on nie wyglądał na
zaskoczonego. – Pociąg ci ucieknie.
I
uciekł.
Opowiadanie napisane na konkurs, tym razem organizowany przez Katalogowo, który ostatecznie nie doszedł do skutku. Motywem przewodnim konkursu była podróż.